Vienne nad Rodanem. Przedziwne dzieje
Patrzyłem na Vienne z antycznego teatru przyklejonego do wzgórza
Pipet, pode mną widziałem całe miasto, z całą jego historią i
sporą część wytłumaczenia tej historii. Pięć wzgórz, widocznych
stąd, jak na dłoni, jest naturalną fortyfikacją otaczającą to
miejsce doliny Rodanu. Między wzgórzami pradawne szlaki, prowadzące w cztery
strony świata, do wszystkich ważnych od zawsze, niemal od
początku świata, celów. Tędy w Alpy, potem do Rzymu, tędy do Hiszpanii przez
Masyw Centralny i Pireneje.
Starożytność Vienne, zawarta w miejscu obserwacji – teatr
zbudowali Rzymianie – potwierdza się rzymską świątynią w centrum
i ruinami forum po drugiej stronie Rodanu.
Imponująca katedra Świętego Maurycego przypomina, że
chrześcijaństwo zaczęło się w Vienne bardzo wcześnie, bo już w
II wieku była tu znaczna wspólnota i jej pierwsi męczennicy, a
niecałe sto lat później miasto miało już swego biskupa. Widzę
jeszcze iglicę, zwaną tu piramidą. W mitycznej historii miasta
jest ona grobem Poncjusza Piłata, który, jakoby, swój grzeszny
żywot zakończył właśnie tutaj. W rzeczywistości piramida to
pozostałość rzymskiego cyrku, ale jeśli wciąż jest na miejscu,
to tylko dzięki legendzie. Tak samo zresztą jak rzymska
świątynia, która przetrwała dzięki bardzo wczesnemu
przemienieniu jej w kościół. W niezmienny bowiem od zarania
ludzkości sposób, w którym zwycięskie religie zacierają ślady
upadłych, niechrześcijańskie zabytki Vienne burzone były lub
pozyskiwane do innych budów.
Pewnie mniej bym widział i wiedział gdyby nie stał koło mnie
Jean-Yves Curtaud, miejscowy pisarz, kompozytor i polityk
samorządowy. Oraz – przede wszystkim – fanatyk historii swego
miasta, w którym rodzina jego żyje od pokoleń. Nie wiem czy ma
galijsko-rzymskie korzenie, jak Vienne, ale gdy opowiada o
dalekich dziejach swego miasta, to mam wrażenie, ze mówi o
bardzo bliskich swych przodkach, że pamięta niemal pradziada,
który w 6. roku po narodzeniu Chrystusa witał tu Heroda Archealosa,
brata Heroda Wielkiego, skazanego przez Rzymian na banicję,
pierwszego żydowskiego wygnańca w Vienne.
Jean-Yves mówi tak sugestywnie, że już nie wiem, czy to inny
jego przodek, czy też on sam patrzył w roku 177 na męczeństwo
czterdziestu trojga chrześcijan z Vienne i Lyonu, który nazywał
się wtedy Lugdunum i już był stolicą Galii, o czym zdaje się
zapominać mój towarzysz, dla którego najważniejszym miastem
wtedy i zawsze było Vienne. Chrześcijan, wbrew obowiązującemu
wtedy dekretowi Trajana, wyszukiwano, wyciągano z domów i
skazywano na podstawie wydobywanych pod torturą zeznań
niewolników, nie za wiarę, ale właśnie za rzekomy ateizm oraz –
jak pisał Euzebiusz z Cezarei – za kanibalizm, kazirodztwo i
czyny, o których nie wolno nam mówić ani nawet ich sobie
wyobrazić. Jakże to
bliskie późniejszemu mordowaniu Żydów, oskarżanych o mord
rytualny. Męczeństwo chrześcijan z Vienne i Lyonu, w którym
uczestniczyła i któremu przyklaskiwała gawiedź, miało bardzo
wiele cech pogromu, pogromu dokonanego pod ochroną państwa i w
majestacie prawa.
Nastały przecież lepsze czasy dla chrześcijan i dla
chrześcijańskiej Vienne, której biskupi nie raz wstępowali w
poczet świętych. Jednym z nich, jednym z największych, jest święty Awit (około 450 –
525). Gdy w V wieku Burgundia, tak samo jak wszystkie monarchie na
gruzach Zachodniego Imperium, opanowana był przez herezję
ariańską. Vienne, należąca wtedy do królestwa burgundzkiego,
pozostała twierdzą katolicyzmu.
Awit pochodził z cesarskiego rodu, archidiecezję odziedziczył po
ojcu – takie to były czasy – sam też był żonaty, owdowiał gdy
miał 40 lat i rozdał wtedy biednym cały swój majątek.
Jeszcze zanim ochrzcił się Chlodwig I, pogański król
Franków, Awit był z nim w stałym kontakcie i pomiędzy radami
politycznymi, pchał do katolicyzmu. Miał nadzieję, że ochrzci
monarchę we Vienne, ale Chlodwig wybrał Reims i św. Remigiusza.
W liście, jaki z okazji nawrócenia, napisał do króla, św. Awit
nazywa jego chrzest „naszym wspólnym zwycięstwem”, przekonany,
że katolicyzm potężnego monarchy, to oręż, który spowoduje
klęskę arianizmu w Galii. Nie pojechał przecież do Reims i nie
było go pośród biskupów uczestniczących w uroczystości.
Być może ta nieobecność jest wyrazem rozczarowania, że
miejscem sakry na wieki stanie się Reims, a nie jego ukochana
Vienne. Przekonany jest o tym Jean-Yves Curtaud, ale historycy
zwracają uwagę, że choć istniała wtedy symboliczna i duchowa
jedność Galii, Vienne, która leżała w królestwie Burgundów, nie
mogła konkurować z Reims, należącym do monarchii frankijskiej.
Nie miał więc szans Awit by zostać w historii jako „apostoł
Franków”, jak nazywa się św. Remigiusza.
Największym, najważniejszym chyba biskupem Vienne był Gwidon
Burgundzki (1060-1124). W przeciwieństwie do Awita, po śmierci
nie został świętym, ale za życia papieżem i do historii
przeszedł jako Kalikst II.
O ileż krótsze wydają się wieki w Średniowieczu! 500 lat, które
dzieli nas od odkrycia Ameryki, to prawie wieczność, pół
tysiąclecia, które przeminęło od Awita do Gwidona, wydaje się
nam niemal chwilką i obu umieszczamy w niewielkiej szufladce tej
samej epoki.
Gwidon był synem hrabiego Burgundii, Wilhelma Wielkiego. Nie
miejsce tu na wgłębianie się w meandry polityczno-dynastyczne
burgundzkiej historii, krainy, która bywała królestwem, a nawet
królestwami Burgundów i Burgundii (Vienne bywała królewską
stolicą), księstwem, regionem geograficznym i administracyjnym.
Potęga jego rodu powodowała, że Gwidon metropolitą był
potężnym.
Arcybiskupem Vienne został po tym jak administrował
archidiecezją Besançon, na której czele stał jego brat,
umieszczony tam przez ojca,. W ten sposób hrabiowie panowali nad
całością spraw świeckich i religijnych, ale Gwidon – nie zawsze
blisko pada jabłko od jabłoni – dbał o to by władcy nie
próbowali władać Kościołem. Jak równy z równym rozmawiał z
koronowanymi głowami i często im się w obronie wiary i jej
niezależności przeciwstawiał.
Od Karola Wielkiego monarchowie niemieccy, noszący tytuł cesarzy
Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, uważali się
za prawowitych spadkobierców rzymskich cezarów i nie godzili się
na pozostawienie papieżom administrowania Kościołem.
Chcieli mianować i mianowali biskupów, opatów i
proboszczów, ingerowali czynnie w to, kto zasiąść ma na
papieskim tronie, a nawet sadzali tam antypapieży. Choć Bogu, co
boskie, a cesarzowi, co cesarskie, sytuacja nie była całkiem
oczywista i jednoznaczna. Biskupi, przede wszystkim niemieccy,
poprzez ogromne posiadłości otrzymywane od monarchów, byli ich
największymi lennikami, co do pewnego stopnia uprawomocniało
cesarskie roszczenia, by być ich przełożonymi. „Spór o
inwestytury”, czyli o to, kto ma mianować kościelnych
hierarchów, trwał prawie pół wieku - papieże sprzeciwiali się
cesarskim roszczeniom, ale cesarze, nierzadko przy użyciu siły,
wymuszali na nich zrezygnowaną zgodę na uzależnienie od
monarchów.
Gwidon, gdy był biskupem, w nieprzejednany sposób przeciwstawiał
się cesarskim gwałtom i odmawiał świeckiej władzy prawa do
wtrącania się w zasadnicze dla funkcjonowania Kościoła sprawy.
Jego powołanie na tron papieski związane było ze sporem o
inwestytury. Wybrany
w roku 1118 Gelazjusz II bardzo nie podobał się cesarzowi
Henrykowi V.
Aresztowany przez cesarskich popleczników w Rzymie, ścigany
przez cesarskie wojska, uciekać musiał z Piotrowej Stolicy i
wraz z kilkoma kardynałami schronił się we Francji. Dołączył do
nich arcybiskup Vienne. Choroba powaliła papieża 28 stycznia w
opactwie Cluny. Tam właśnie, po zgonie Galezjusza II, Gwidon
wybrany został jego następcą. Jean-Yves Curtaud podkreśla, że
jako Kalikst II koronował się w swej katedrze w Vienne.
Gdy został papieżem, wykazał bardzo racjonalny pragmatyzm w
sprawie inwestytur i uzyskał kompromis, w którym nie było
najmniejszego śladu kompromitacji. Na synodzie w Wormacji, w roku
1122 zawarty został pierwszy w historii konkordat. W myśl tej umowy cesarz pozbawiony został
definitywnie prawa do mianowania biskupów, odbierał jednak hołd
lenny od biskupa, jako posiadacza dóbr nadanych przez monarchę.
Dzięki niezłomności Kaliksta II, połączonej z wielkim
talentem dyplomatycznym, ten skomplikowany, trudny do
wprowadzenia w życie układ, na zawsze przekreślił wszelkie
pretensje władz świeckich do podważania władzy Stolicy
Apostolskiej w sprawach administracji Kościoła. Postanowienia
konkordatu wormackiego złamały chyba dopiero komunistyczne
Chiny, zakazując katolikom posłuszeństwa Watykanowi. Spowodowało
to rozbicie tamtejszego Kościoła na tzw. patriotyczny i
podziemny, wierny papieżowi, niepodporządkowany władzom
państwowym. Rok później, a więc w 1123, na soborze laterańskim
I, zwołanym przez papieża – była to premiera, dotychczas sobory
zwoływał cesarz – Kalikst II definitywnie ustanowił celibat
duchownych.
Wielką troską tego papieża było bezpieczeństwo Jerozolimy, jego
wielkim marzeniem powrót Dobrej Nowiny na będący kolebką
chrześcijaństwa Bliski i Środkowy Wschód.
Dwaj bracia Kaliksta II zginęli w bitwach pierwszej krucjaty, a
trzeci walczył z Maurami w Hiszpanii. Idea chronienia Ziemi
Świętej drążyła go przez całe prawie życie, stąd myśl o
stworzeniu rycerskiej milicji. Powstanie związku Ubogich Rycerzy
Chrystusa i Świątyni Salomona w roku 1118, było w wielkim stopniu
owocem starań św. Bernarda z Clairvaux, ale niewątpliwie
współautorem tej inicjatywy był arcybiskup Vienne. Jean-Yves
Curtaud opowiadał mi długo i pięknie o przyjaźni i wzajemnym
szacunku, jakie łączyły Świętego z przyszłym papieżem, który nie
dożył oficjalnego aktu powstania zakonu templariuszy,
przypieczętowanego na synodzie w Troyes w roku 1129.
Kalikst II pragnął zorganizowania krucjaty, co mu się nie udało.
Wolą tą natchnął przecież św. Bernarda, który do ratowania Ziemi
Świętej wezwał w roku 1146 z burgundzkiego Vézelay. Był tak
skuteczny, że do krucjaty stanął i cesarz niemiecki i król
francuski.
Gdy przygotowywał wyprawę krzyżową, Papież, mając w pamięci
pogromy jakie towarzyszyły I krucjacie – po drodze do Ziemi
Świętej zamordowano tysiące Żydów – wydał bullę
Sicut Judaeis, w której pod karą ekskomuniki
zakazuje zmuszania Żydów siłą do chrztu, napadania na nich,
rabowania ich własności i zakłócania obchodów świąt żydowskich.
Kalikst II podniósł rangę Santiago de Compostela do
arcybiskupstwa i pielgrzymki do grobu św. Jakuba postawił w
jednym, najwyższym szeregu z Rzymem i Jerozolimą.
Niektórzy tłumaczą te kroki jako politykę rodzinną hrabiów
Burgundii. To błąd. Podwójny błąd. Brat Kaliksta II, Rajmund,
mąż Urraki Kastylijskiej, przyszłej królowej Kastylii, Leónu i
Galicji, od wielu lat już nie żył, a wdowa wyszła drugi raz za
mąż. Ponadto – i na tym chyba polega wielkość tej postaci –
Gwidon zarówno przed wejściem na Tron Piotrowy, jak i wtedy gdy
był papieżem, przed wszelkimi interesami klanowymi, zawsze
stawiał to, co było w interesie wiary.
Szczególny kult, jakim darzył Papież św. Jakuba to
jeszcze inny aspekt jego ducha krucjaty. XII wiek to nie tylko
wiek prób wyzwolenia Ziemi Świętej, to również czas innej
krucjaty, jaką była Reconquista – wyzwolenie Hiszpanii spod
muzułmańskiej okupacji.
Wywyższając św. Jakuba, Kalikst II wywyższał patrona
walki z islamem, przekonany, że w ten sposób przyspiesza
zwycięstwo.
Nie był zwycięzcą daleki następca Kaliksta II, Klemens V,
pierwszy z siedmiu papieży awiniońskich. Bertrand de Got, wbrew
temu, co pisał kronikarz, nie został papieżem w zamian za
niegodne obietnice, złożone w ciemnym lesie królowi Francji,
Filipowi Pięknemu. Historycy przekonani są przecież, że chęć
podobania się potężnemu monarsze zaważyła na decyzji kardynałów.
Wybrany przez konklawe w Perugii w 1305 roku, Klemens V chciał,
tak samo jak Kalikst II, koronować się w Vienne. Nie zrobił tego
– i tu już nie ma wątpliwości – ponieważ nie podobało się to
królowi Francji, który przybył do Lyonu, gdzie nastąpiła
intronizacja. Była to pierwsza, ale nie ostatnia przegrana
nowego papieża.
Największą przecież przegraną papieską była sprawa templariuszy.
Po wyparciu chrześcijan z Ziemi Świętej, zakony rycerskie
przeniosły się do Europy. Głównie dzięki darom, stały się bardzo
bogate. Najbogatszy był chyba zakon templariuszy. W XIII w.
panował nad europejskim systemem bankowym. Bogactwo, bardziej
pewnie jak prawda, w oczy kole, a szczególnie kłuło Filipa
Pięknego, mającego ciągłe problemy finansowe, których nie
potrafił rozwiązać ani poprzez wypędzenie Żydów i zagarnięcie
ich własności, ani poprzez dewaluacje i rewaluacje pieniądza.
Włożenie legendarnego już wtedy skarbu templariuszy do pustego
skarbca królewskiego, było ogromną pokusą i wydawało się receptą
na rozwiązanie problemów.
Filip niemal od początku pontyfikatu nastawał na Klemensa by
obłożył Zakon Rycerzy Świątyni Salomona ekskomuniką. Nie
czekając na decyzję papieską, król 12 października 1307 roku
aresztował zakonników, którzy torturowani, przyznali się do
wszystkich grzechów i zbrodni, możliwych i niemożliwych.
Klemens V nie był bynajmniej królewską marionetką, reagującą
bezwolnie na każde pociągnięcie za sznurek. Próbując pogodzić
różne, skomplikowane i sprzeczne interesy, działał bardziej na
zwłokę niż na rzecz osiągnięcia celów, których między obawami o
narażenie się potężnemu królowi, imperatywami papiestwa i troską
o sprawiedliwość, nie potrafił zapewne ostro wyznaczyć i
określić. Jakże
bliskie temu niezdecydowaniu wydają się wahania współczesnych
przywódców Europy wobec zagrożeń politycznych, gospodarczych i
cywilizacyjnych, zawisających nad Starym Kontynentem.
Klemens V zwlekał długo, bo aż do roku 1311, kiedy to pod presją
Filipa, zwołał sobór, którego głównym celem miało być
rozwiązanie zakonu templariuszy.
Cel został osiągnięty. Sobór odbył się – o ironio
historii – we Vienne, niezłomnym mieście, niezłomnego Kaliksta
II.
Ta porażka wiary i sprawiedliwości była ostatnim aktem w
dziejowej roli Vienne na scenie religijnej – stwierdza Jean-Yves
i dodaje trochę ze smutkiem, trochę ze smakiem, że obecnie, po
upadku przemysłu włókienniczego, jest to miejsce, w którym zjeść można wspaniale, popijając najlepszymi
winami z Doliny Rodanu i ciesząc się łagodną pogodą życia.
Na jak długo?
Ludwik LEWIN
Ludwik Lewin. Dziennikarz i poeta. Urodził się w 1944 roku
w Namanganie, w Uzbekistanie. Po skończeniu szkoły i studiach
na PWSTiF w Łodzi (nieukończonych) wyjechał do Francji. Długoletni współpracownik RFI
(francuskie radio dla zagranicy), dziennikarz i korespondent
paryski sekcji polskiej BBC. Był korespondentem wojennym w
Izraelu podczas I wojny w Zatoce i w Jugosławii (w sierpniu
1991 i w grudniu 1992). Publikował swoje teksty w prasie francuskiej,
między innymi w dziennikach „Le Monde” i „Le Progrès”
oraz we francusko-żydowskim miesięczniku „Passages. W 2005 roku
Telewizja Polonia przygotowała dokument o Ludwiku Lewinie pt. Moje światy (reż. Krzysztof Kownas). W 2010 roku zasiadał w jury VII Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Żydowskie Motywy. W swoim dorobku ma liczne publikacje
w prasie polskiej i francuskiej. Był współpracownikiem
miesięcznika „Kuchnia” oraz autorem rubryki Wina Lewina
w tygodniku „Do Rzeczy”. Współpracował także z wychodzącym
w Paryżu miesięcznikiem „Vector Polonii”. Obecnie
jest paryskim korespondentem Polskiej Agencji Prasowej.
Opublikował książki: Syzyf & ska (2007 – powieść),
Ucieczka z Egiptu
(2004 – poezje), Podróż po Stołach Francji (2001 –
opowieści o francuskich regionach, ich gastronomii i historii),
Paryż za dwa Ludwiki (1995 – współautor, wspólnie z Ludwikiem
Stommą), Punkitudes (1978 – z Jean-Dominique Brierre, po francusku). Mieszka w Paryżu.
|

Na zdjęciu:
Château de la Bâtie
(Vienne, 2016)
© Ludwik Lewin
|